Od czasu ukończenia studiów na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w obrębie moich artystycznych zainteresowań znajduje się wszystko, co zakończyło swój żywot, w swojej pierwotnej funkcji, przede wszystkim ubrania i tkaniny. Moim zamierzeniem jest, aby zapoczątkowywać dla tych zdegradowanych materii nowe przeznaczenie, nadawać im nowe jakości. Praca dyplomowa z 1983 roku w pracowni malarstwa odnosiła się wyłącznie do garderoby mojej mamy. Były to sukienki, bluzki i sweterki, które naciągnąłem na prostokątne lub kwadratowe ramy. W ten sposób cały początkowy, kilkuletni okres mojej samodzielnej twórczości polegał na konstruowaniu obiektów, częściowo półprzestrzennych, z wykorzystaniem zniszczonej odzieży. Zawsze były one stosowane jako całe sztuki, bowiem nie komponowałem prac z ich wykrojonych fragmentów, aby nie tworzyć typowych kolaży czy assamblaży. Wówczas, ponad trzydzieści lat temu, gdy wybierałem tą wyeksploatowaną przez człowieka garderobę, miałem świadomość, że wykorzystywałem rzeczy gotowe. W używanych do swoich prac rzeczach, oprócz ewidentnych znamion destrukcji, poszukiwałem innych jeszcze cech, które traktowałem jako ciekawe dodatki – były to zazwyczaj ponaszywane łaty, zacerowane dziury, wstawki z innych materiałów (paski, kratka lub tzw. grochy), koronki lub guziki. To w dużym stopniu decydowało o tym, jakich dokonywałem wyborów, bowiem wówczas moimi podstawowymi wartościami estetycznymi były: zużycie tkaniny, plamy brudu i wspomniane wyżej dodatki.
Później, po upływie około pięciu lat, w zasięg moich zainteresowań doszły wyeksploatowane z codziennego bytowania: pościele, koce i przede wszystkim obrusy. Jeszcze później, po prawie dziesięciu latach artystycznych doświadczeń, zdecydowałem się na malowanie obrazów na tego typu podkładach, nie kojarzących się jako odpowiednie do tego plastycznych zabiegów. Na wystawie zatytułowanej Obrusy (1993 r.) pokazałem nie tylko brudne nakrycia stołów naciągnięte na ramy, ale i te z dodatkiem nałożonego koloru. Początkowo miałem spore wątpliwości, czy robię słusznie ingerując w coś, co wcześniej uważałem za niezaprzeczalne, zdegradowane piękno. Dlatego kolor wprowadzałem nieśmiało. Pojawiał się on sporadycznie, jako kontrastujące dopełnienie w stosunku do zastanych plam, zazwyczaj po zupie, kawie lub herbacie. Wraz z upływem miesięcy kładziona pędzlem lub szpachlą farba, zaczęła pojawiać się również na pościelach, zasłonach, ręcznikach, wykładzinach podłogowych, ceratach, foliach i brezentach. Taki stan rzeczy zbiegł się z obroną przewodu kwalifikacyjnego pierwszego stopnia w dziedzinie sztuk plastycznych w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu w 1993 roku. Na wystawie towarzyszącej przewodowi zaprezentowałem dużą część prac z cyklu „Obrusy”, ale także kilka innych z wykorzystaniem koców i prześcieradeł. Prof. Wojciech Sadley - jeden z recenzentów i kierownik pracowni malarstwa na Wydziale Sztuk Pięknych UMK, z którym miałem zaszczyt współpracować, określił moje prace jako odnoszące się do martyrologii materii, bardzo bliskie ideologii arte povera. Moje spostrzeżenia na ten temat były tożsame już od czasu dyplomu artystycznego, bo rzeczywiście moja dojrzała świadomość kształtowała się przez pryzmat rzeczy wyeksploatowanych, porzuconych i uszkodzonych. Nigdy nie pojmowałem swojej twórczości jako procesu skierowanego na cel estetyczny.
Po przewodzie kwalifikacyjnym moje prace zaczęły wypełniać się farbą w coraz większym zagęszczeniu i z coraz grubszą fakturą. Tkaniny, które naciągałem na ramy bywały często słabej kondycji; podziurawione, porozrywane. Podklejałem je, gdy zniszczenie było tak wielkie, że trudno było na nich malować. Na takich podkładach malowałem bez żadnych zabiegów technologicznych, zależało mi na tym, by zachowana została kruchość materii, jej zniszczone oblicze. Tego typu prace zaprezentowałem w 1999 roku podczas otwarcia przewodu kwalifikacyjnego drugiego stopnia w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Fascynacja kolorem, jako dodatkiem do destruktu nie trwała jednak zbyt długo, bowiem od 2001 roku zacząłem minimalizować jego użycie do prawie całkowitego wyeliminowania. Wtedy zająłem się tworzeniem prac o innym charakterze i starałem się ograniczać wykorzystywanie ubrań, w takim charakterze jak wcześniej. Zająłem się mniejszymi formami. W obrębie moich zainteresowań pojawiła się zużyta bielizna i galanteria - majtki, skarpetki, krawaty, czapki i innego rodzaju drobniejsze elementy ubioru. W tym szczególnym dla mnie czasie odbyła się duża indywidualna wystawa p.t. „Konstrukcja w destrukcji” w Galerii Sztuki Wozownia. Tam zaprezentowałem wszystkie moje najnowsze moje prace z kilku, równolegle tworzonych cykli: „Majtki”; „Skarpetki”; „Fartuchy” i „Krawaty”. Dla nich wykrawałem odpowiednio dopasowane ramy o nieregularnych kształtach. Dbałem o to, by nadać wycinanym podkładom nie tyle formy anatomiczne, co autonomiczne. Wynikiem takiego zabiegu stało się to, iż niejednokrotnie forma ukończonej pracy nie zawsze przypominała użytą bieliznę lub galanterię, szczególnie w odniesieniu do dziurawych skarpetek. Natomiast w wypadku prac z cyklu „Majtki” sposób przecięcia bielizny i siła naciągnięcia bawełnianej tkaniny sprzyja odejściu od pierwotnego kształtu, dostosowanego do anatomii człowieka. Stąd też użyłem określenia „formy autonomiczne”. Notabene - zafascynowanie tego rodzaju obiektami zajmuje moją uwagę do dnia dzisiejszego, chociaż już nie z tak wielką intensywnością jak kilkanaście lat temu. Taki sposób postrzegania i realizacji prac plastycznych zbiegł się z terminem obrony przewodu kwalifikacyjnego drugiego stopnia. Odbyła się ona w trzy lata po otwarciu rozprawy w dniu, z powodu długotrwałej choroby i w związku z nią rocznym urlopem dla podratowania zdrowia. Na wystawie zamykającej przewód w dniu 23 maja 2002 roku w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu zaprezentowałem wybór prac z wystawy w Toruniu i później powstałych.
Na rok 2003, czyli już po przewodzie habilitacyjnym, przypadł dużego rodzaju przełom w mojej twórczości. Otóż od wystawy w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał, która odbyła się jesienią zacząłem prezentować obiekty przestrzenne z cyklu „Piramidy”. Do chwili obecnej wykonałem ponad dwadzieścia prac z tego cyklu, które najczęściej posiadają dość duże wymiary. Do ich konstruowania używam zużytych tkanin, zwykle zasłon, pościeli i obrusów. Praca z 2003 roku, to schodkowy obiekt składający się z osiemnastu stopni, podstawie 2,20 m na planie kwadratu i wysokości 180 cm. W tym samym czasie skonstruowałem „Kolumnę” do rozmaitego składania wzwyż, składającą się z kilkudziesięciu modułowych prostopadłościennych elementów o rozmiarach 30x30x8 cm. Po ekspozycji w Arsenale swoje prace prezentowałem, z zestawem bardzo zbliżonym, w 2004 roku w trzech innych znaczących miejscach: w Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej w Słupsku; Galerii Bielskiej BWA w Bielsku – Białej i galerii Otwarta Pracownia w Krakowie. Na ten sam rok przypadła inna znacząca wystawa w Instytucie Polskim w Rzymie. Tam zaprezentowałem zestaw prac odnoszący się do cyklu ubraniowego i cyklu „Ostatnie pożegnania”. Pierwszy zestaw tworzyły naciągnięte na specjalnie wycięte podkłady do użytych ubrań, w podobny sposób, jak to czyniłem z bielizną i galanterią, aby pracom nadać cechy autonomiczne. Cykl „Ostatnie pożegnania” tworzyły płaskie prace z zastosowaniem szarf z wiązanek pogrzebowych z elementami z wtrętami malarskimi. Ku mojemu zdumieniu prace z tego cyklu spotkały się ze szczelnym zainteresowaniem. W 2005 roku kontynuowałem swoje kolejne realizacje przestrzenne z cyklu „Piramidy”. Wówczas powstał obiekt o czterech trójkątnych ścianach na podstawie kwadratu o długości boku 2,5 m. Pracę zaprezentowałem po raz pierwszy w 2005 roku w Galerii Krytyków „Pokaz” w Warszawie na wystawie p.t. „przeCHODZĄC”. Piramida wypełniła prawie całą przestrzeń podziemnego pomieszczenia galeryjnego. To wytworzyło ograniczenie miejsca dla widzów, co było moim zamierzeniem, kiedy dostałem propozycję realizacji tym właśnie miejscu. Innym, ważnym doświadczeniem dla mnie jako twórcy było zaproszenie mnie do zorganizowania w tym samym roku wystawy indywidualnej w Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdrój. Tam zaprezentowałem miękkie prace z rozpadającej się materii i wybór z cykli, które stały się podstawą dla rozprawy habilitacyjnej. Później, w ciągu następnych dwóch lat, rozwijałem swoje kolejne pomysły odnoszące się do cyklu „Piramidy”. W tym czasie powstawały stożkowe prace układane z ubrań, już bez drewnianych konstrukcji. W ten sposób odniosłem się do mojego pierwszego, niewielkiego tego typu obiektu, który ustawiłem w 1989 roku na wystawie „Tumult” w podziemiach toruńskiego Ratusza. Wówczas był to epizod w mojej twórczości, który rozwinąłem dopiero po 14-tu latach. Później do konstruowania swoich „Piramid” używam też innego rodzaju materiałów, w tym szkła, ale także rożnego typu zabawek i wysuszonych łusek warzyw. Jednym z takich obiektów była „Piramida IX” z 2008 r. zbudowana z drewnianej, pionowej konstrukcji i czterech poziomych szklanych półek, na których ustawiłem przeróżnego rodzaju bibeloty i zużyte tkaniny złożone w kostkę. Obiekt ten pokazałem na dużej wystawie indywidualnej w okazji 25-lecia twórczości w Galerii Zamek we Wrocławiu. Zaprezentowałem tam również inne obiekty z użyciem szklanych pojemników, na podobieństwo akwariów, w których umieszczałem wysuszone łuski cebul, czosnku i innych warzyw. W ten sposób w obręb moich zainteresowań weszły odpadki żywności jako dopowiedzenie problemu degradacji materii i odpadków codzienności. W 2008 roku zrealizowałem także inną, dużą wystawę w Galerii Sztuki Wozownia w Toruniu. Oprócz prac do powieszenia na ścianie zmontowałem dużych rozmiarów „Piramidę” zbudowaną z kilkudziesięciu przezroczystych 120-to litrowych worków na śmieci, wypełnionych odzieżą i tkaninami. Na taki wierzchołkowy stos, jakby czekający na wywiezienie na wysypisko śmieci, wyświetliłem nazwy deseni i kolorów zawartych w poszczególnych sztukach we wszystkich workach.
W 2009 roku na wystawie p.t. „Kontrasty” w Galerii Działań w Warszawie, w której razem ze mną brali udział wybrani przeze mnie studenci, zrealizowałem „Piramidę” w kształcie indiańskiego, stożkowego wigwamu z wejściem do wewnątrz. W tym samym roku zaprezentowałem swoją artystyczną koncepcję na indywidualnej wystawie „Expose – stelt aus” w galerii Atelier du Nord we Fryburgu w Szwajcarii. Ekspozycja była związana z tygodniowym pobycie w tym mieście razem z wybraną grupą studentów, którzy prezentowali swoje prace w przestrzeni miasta w ramach pokazu „Une touche de Copernic” W trakcie pobytu zapisywałem materiały fotograficzne do prac, wpisujące się w cykl „Efemerydy“ oraz obiekty powstałe na bazie sztuk odzieży, zgromadzonych przez organizatora. Ponadto, w plenerze, zaprezentowałemzestaw prac p.t „Drzewa – korespondencja“. Polegało to na tym, iż w Toruniu wykonałem zdjęcia wybranych pni drzew, a we Fryburgu jako długie pasy wydruków nałozyłem w formie pierścieni także na pnie drzew. W 2010 roku zająłem się tworzeniem półprzestrzennych obiektów o nieregularnych kształtach, w których zastosowałem sztuczne kwiaty z cmentarnych śmietników, wchodzące w cykl „Ostatnie pożegnania”. Po raz pierwszy zaprezentowałem tego typu prace na indywidualnej wystawie p.t. „jesien.nie” w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej Rypinie, a następnie, w bardziej rozbudowanej formie, w galerii Stara Rzeźnia w Poznaniu. Wystawa poznańska była wspólnym pokazem ze studentami, których zaprosiłem do udziału, w celu promocji ich postaw twórczych.
Pod koniec 2011 roku na wystawach w Galerii Wozownia i Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” w Toruniu wykorzystałem w swoich obiektach materiały filmowe, będące dokumentami odzwierciedlającymi moje zafascynowanie starszą kobietą, która w swoim życiu otacza się destruktami i bibelotami – sztucznymi kwiatami, dewocjonaliami przykrytymi wieloletnim kurzem oraz stertami odzieży leżącej na meblach. Samotną kobietę, mieszkającą w małym wiejskim, rozpadającym się domu, poznałem przy okazji organizacji trzech interdyscyplinarnych plenerów studentów z UMK, ASP w Gdańsku i ASP w Poznaniu w Miejskim Centrum Kulturalnym w Lipnie w latach 2009 – 2011. Było to dla mnie niezwykle ważne doświadczenie w mojej twórczości. Właśnie od tych trzech plenerów wykorzystanie zapisu wideo stało się dla mnie coraz bardziej istotne. W konsekwencji zafascynowania się życiem samotnej kobiety zacząłem nieustannie rejestrować sytuacje zastane, które zapisuję w formie wydruków fotograficznych i materiałów filmowych, także w odniesieniu do innych napotkanych przeze mnie ciekawych dla mnie osób. Pierwszy taki publiczny pokaz zaprezentowałem we Fryburgu, co wyżej krótko opisałem. Wszystkie te sytuacje wchodzą w cykl „Efemerydy”. Są one zapisem wybranych zjawisk przemijających na jakie natrafiam, bez żadnej mojej ingerencji. Są to na przykład - porzucone na ławkach, płotach i drzewach w parkach ubrania albo naniesione przez wiatr fragmenty folii, papieru itp. Na wystawie p.t. „Muszę też to powiedzieć” w toruńskiej galerii Wozownia w 2011 roku odniosłem się do sytuacji zastanych w domu i obejściu starszej kobiety spod Lipna. Były to fotografie i trzy obiekty, w tym jeden, który otrzymałem od bohaterki wystawy – „kamienie z nieba”. Kobieta opowiada przeróżne historie, najczęściej będące barwnym opisaniem swojego życia, ale też o tym, iż zbiera kamienie i gromadzi je w rożnych miejscach w swoim obejściu. Twierdzi przy tym, że spadają prosto z nieba, akurat na teren jej gospodarstwa. Opowiedziane historie stały się pomysłem na wystawę, a jej tytuł jest cytatem z jej monologów, zwykle zaczynających się od zwrotu – muszę też to powiedzieć. Na zbiorowej ekspozycji p.t. „622 upadki Bunga” z okazji 100-lecia ZPAP w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu zaprezentowałem obiekt dużych rozmiarów, jako kolejną pracę z cyklu „Piramidy”, zbudowany z balotów zniszczonych ubrań wypełnionych wewnątrz innymi ubraniami i tekstyliami. Na jego wierzchołku usytuowałem monitor z wideo zarejestrowanym w domu mojej znajomej spod Lipna. Pokazałem również zestaw dziesięciu wydruków dokumentujących zjawisko nielegalnego handlu ubrań na plaży Morza Tyrreńskiego w Rzymie. Zafascynowała mnie w tym zjawisku wielkość ubrań narzuconych na siebie przez obnośnych handlarzy. Innym, trochę odmiennym projektem, jednak wpisującym się w moje zainteresowania rejestracji sytuacji zastanych była wystawa p.t. „Płaczące” w niewielkiej przestrzeni ekspozycyjnej w Galerii Wozownia w 2011 roku. Pretekstem do organizacji wystawy stała się seria zdjęć wykonanych na terenie enklawy lasu w Kotlinie Kłodzkiej, nieopodal Międzygórza. W 2012 roku natknąłem się na tajemniczo prezentujące się wysokie sosny, z ociekającą wzdłuż pni żywicą. Fotografie, które zaprezentowałem na pokazie były wyborem fragmentów tych sytuacji, które wówczas zastałem. Kiedy rok później przyjechałem w to samo miejsce, ze zdziwieniem nie mogłem odszukać tego zespołu drzew, skupionego na charakterystycznej dla mnie przestrzeni. Wówczas powstały dwa zapisy filmowe, zarejestrowane na terenie „tajemniczego ogrodu” – „Wędrując” i „Poszukując”.
Osobnym pokazem, odnoszącym się do mojej fascynacji drobnymi częściami naszej garderoby był w 2013 roku pokaz w nietypowym miejscu, jakim jest kiosk. Osiedlowy Dom Kultury „Węglin” Lublinie zaprosił mnie do jednego pokazów z cyklu „Kiosk ze Sztuką”, aby wpisać się swoim pomysłem w ideę programową przedsięwzięcia. Polegała ona na konieczności wykorzystania w swojej realizacji rzeczy użyczonych przez mieszkańców osiedla – bywalców domu kultury. Do „Kiosku ze Sztuką” zapraszani byli artyści z Polski i z zagranicy, których prace powstają na styku dyscyplin, pokazując różne oblicza sztuki, jednocześnie nie pozostawiając widza bez wyjaśnienia. W kiosku zaprezentowałem wystawę p.t. „Wędrowcy”, w której wykorzystałem przyniesione przez mieszkańców różne nakrycia głowy. Ważnym było to, iż wystawy w „Kiosku ze Sztuką” można było oglądać o każdej porze dnia, do oglądu zewnątrz, zawsze oświetlonego wnętrza. Istotną wystawą był pokaz moich prac w Galerii BWA w Olsztynie w 2014 roku. Zaprezentowałem tam kilka zestawów prac i obiektów. Chcę tutaj wspomnieć o zainstalowaniu obiektu w formie sekretarzyka i książek, który oddziedziczyłem po mojej zmarłej znajomej – 106 letniej kobiecie. Obiektowi nadałem formę stożkowego układu. W ten sposób, nie tylko rozwinąłem ideę cyklu „Piramidy”, bowiem dotąd w zdecydowanej większości wszystkie prace budowane były z tkanin i ubrań. Ponadto, pojawił się tutaj nowy wątek za sprawą odniesienia się do wykorzystanych rzeczy otrzymanych od konkretnej osoby, z która utrzymywałem bliskie, przyjacielskie relacje. Uważam, że powstało swoistego rodzaju epitafium odnoszące się do zmarłej staruszki. W żaden inny sposób obiekt nie powstałby, gdyby nie jej dar. Na tej samej wystawie odniosłem się do śmierci jako zjawiska również w inny sposób poprzez cykl p.t. „Ostatnie pożegnania”. Wcześniejsze prace przybierały formę małych prac dwuwymiarowych i trójwymiarowych z zastosowaniem sztucznych kwiatów. Zestaw czterech dużych prac z Olsztyna o wielkości 173 x 97 cm, to wydruki na płótnie zdjęć zaniedbanych grobów. Do tak przygotowanych podobrazi przymocowałem elementy znalezione na cmentarnych śmietnikach. Interesujące mnie groby fotografuję w różnych miejscach Polsce i zagranicą. Ma to dla mnie szczególny wymiar w odniesieniu do destruktu, jako tego, co nie tylko zatraca swoją pierwotną formę, ale również jest świadectwem odchodzenia ludzi, którzy za życia nas otaczali. Byli blisko lub daleko. Rozwinięcie tej serii prac nastąpiło kilka miesięcy później na wystawie w Galerii Szyperska w Poznaniu. Tam zaprezentowałem osiem, podobnie skonstruowanych półprzestrzennych obiektów. Było to dla mnie ciekawe odniesienie moich przemyśleń, umiejscawiające moja twórczość w kontekście, nie tylko kruchości materii, ale tez ludzkiego życia i miejsc pochówku. Także w 2014 roku zrealizowałem ważną wystawę, która miała miejsce w Galerii Primus we Lwowie. Było to dla mnie spięcie symboliczną klamrą cyklu „Efemerydy”, odnoszące się do pierwszych doświadczeń z tej koncepcji zaprezentowane pięć lat wcześniej we Fryburgu. We Lwowie zaprezentowałem performance, zestaw fotograficznych wydruków z zapisów z miasta i kilkanaście obiektów z wykorzystaniem ubrań, anektując do nich wyposażenie galerii.
Bardzo ważnym wydarzeniem w moim artystycznym życiu było zaproszenie mnie do udziału mnie w wystawie towarzyszącej Międzynarodowemu Triennale Tkaniny w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi w 2004 roku. Była to wystawa p.t. „Oblicza Tkaniny - Textile Images” w Galerii Patio w Łodzi, z udziałem kilku znaczących artystów zajmującymi się wątkami tekstylnymi w swojej twórczości. To stało się, po kilkuletnich przemyśleniach na temat tkaniny w ujęciu jej unikatowości wziąłem udział w dwóch wystawach konkursowych w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi w 2010 roku. Były to: 11 Ogólnopolska Wystawa Tkaniny Unikatowej i 9 Ogólnopolska Wystawa Miniatury Tkackiej. Od samego początku mojej twórczości tekstylia były najważniejszym wątkiem, jednak wcześniej nie rozpatrywałem tego w ujęciu wpisywania się w tradycję tkaniny jako zjawiska w sztuce. Prezentacje moich prac na wystawach w Łodzi stało się nowym otwarciem, aczkolwiek z bezwzględnym poszanowaniem sensu, który mi dotąd przyświecał, to jest zainteresowania destruktem. Potwierdzeniem sensowności moich wieloletnich zmagań z tekstylną materią stało się zaproszenie mojej osoby jako jednego z dwudziestu reprezentantów na 14 Międzynarodowe Triennale Tkaniny w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w 2013 roku. Stało się to dla mnie nie tylko dodatkowym wyzwaniem, ale faktem uświadamiającym, że moja twórczość mieści się w kategorii tkaniny artystycznej. Idąc tym tropem zacząłem interesować się takimi miejscami sztuki, w których mógłbym aranżować większe realizacje, które anektując jej wyposażenie sprawią, że stanie się podległe destruktowi. Mam tutaj na myśli wielkie ilości zużytych tkanin i ubrań, które wcześniej służyły mi do budowania obiektów przestrzennych z cyklu „Piramidy”. Pierwszą próbą z mierzenia się z tym problemem była wystawa poświęcona pamięci Jana Berdyszaka w Galerii Wozownia w Toruniu w styczniu 2015 roku. Wówczas, w wystawie, w której brało udział czterech twórców związanych z Wydziałem Sztuk Pięknych UMK, nastąpiło do zaanektowania kilku słupów i obandażowanie ich ubraniami z mojego archiwum. Rozbudowaniem tego typu koncepcji stała się instalacja w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku. W kwietniu 2015 roku zagospodarowałem osiem słupów w sali ekspozycyjnej. Owinąłem je zużytymi ubraniami i tkaninami, tworząc zestaw monumentalnych prac, bowiem filary w galerii są zdecydowanie grubsze od tych w Galerii Wozownia. W ten sposób powstał zestaw różnokolorowych, przestrzennych obiektów, w których zabiegałem o to, aby wzajemnie się od siebie odróżniały. Dzięki temu w galerii zaistniały kolumny w odróżniających się od siebie kolorach. Od bieli, poprzez żółć, czerwień, błękit po pomarańcz, fiolet, zieleń do czerni. Nigdy wcześniej nie udało mi się zbudować takiej instalacji w galerii, w której przestrzeni mogła zaistnieć jako dzieło jednostkowe i niepowtarzalne.
Niezwykle istotnym przedziałem, w jakimś sensie odrębnym, aczkolwiek formalnie nawiązującym do stylistyki mojej aktywności w zakresie realizacji obiektowych, jest zainteresowanie performance. Pierwsze początki moich doświadczeń z działaniami per formatywnymi miały miejsce dość dawno temu, jednak z przyczyn ode mnie niezależnych przez kilkanaście lat nie byłem w stanie przełamać bariery bezpośredniego kontaktu z odbiorcą podczas procesu twórczego. Bardzo ważnym aspektem coraz wyrazistszego zbliżania się ku realizacji performance był pomysł stworzenia „Tu Performance”- Ogólnopolskich Spotkań Performance w galeria „S” w Toruniu. Moje pierwsze działanie per formatywne odbyło się w 1995 roku podczas jednej z edycji tego festiwalu. Drugim, znacznie poważniejszym, doświadczeniem stało się działanie w Dniach Performance „Second Hand” 1996 roku w Galerii Dziekanka w Warszawie z udziałem wybitnych polskich twórców, mi.in.: Zbigniewa Warpechowskiego; Jana Świdzińskiego; Juliana Raczko i Cezarego Staniszewskiego. Następnie, dopiero w 2007 roku, wraz z zainicjowaniem przeze mnie spotkań studenckich o charakterze performatywnym, zaczęły pojawiać się nowe pomysły, dające impuls do dalszych działań. Ponadto, zapraszany byłem do kolejnych edycji Bydgoskiego Spichlerza Sztuki – Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Performance w latach 2012 – 2015. Krótko chcę przybliżyć dwa działania z 2013 roku, bowiem wpisują się one w wyrazisty sposób w charakter mojej twórczości. Na II Bydgoskim Spichlerzu Sztuki zaprezentowałem akcję z użyciem dużej ilości starych obrusów i serwet, którymi owijałem jeden ze słupów na Starym Rynku. Następnie, podczas VII Festiwalu Performance „Koło Czasu” w Toruniu wykorzystałem wielkie ilości, gromadzonych wcześniej śmieci, zbieranych na chodnikach i w parkach w obrębie toruńskiej Starówki. Rok później, na kolejnej edycji „Koła Czasu” wykonałem działanie p.t. „Szmacianka” z użyciem odzieży uformowanej w kilkanaście kul i zainicjowaniu gry w piłkę nożną. W czasie kilkunastominutowej interakcji z publicznością pakunki z odzieżą zaczęły się rozsupływać i powierzchnia „boiska” zaczęła się bezładnie pokrywać ubraniami. Również w 2014 roku wykonałem działanie z odzieżą w galerii Primus we Lwowie, jako jeden z elementów składowych wystawy moich prac. Tam uformowałem jedną, dużych rozmiarów kulę, którą podwiesiłem pod stropem w jednej z sal galerii. W trakcie performance mocno uderzałem pięściami, jak bokser, w ten duży wór z odzieżą. Zależało mi na tym, aby pakunek na lince balansował w kierunku zgromadzonej publiczności. Udało się nawiązać interakcję i w wyniku silnych ciosów z różnych stron, zawartość balotu zaczęła się po kilkunastu minutach opróżniać, aby na koniec pozostał tylko wiszący sznur. Odzież pozostała rozrzucona pomiędzy widzami. Na IX Festiwalu Performance „Koło Czasu” w 2015 roku zaprezentowałem działanie odnoszące się do moich zapisów wideo - tzw. sytuacji zastanych, o których wspominałem omawiając swoją wcześniejszą twórczość. Punktem wyjścia do pomysłu było moje zafascynowanie starszą kobietą, kierowniczką schroniska w Międzygórzu, która codziennie przemierza po kilkanaście kilometrów – wchodząc i schodząc ze schroniska usytuowanego wysoko ponad centrum miejscowości. Zapis wideo odnosił się do wędrówek kobiety i wyposażenia strychu schroniska ogarniętego wielkim bezładem z uwagi na ustawiczne gromadzenie różnych przedmiotów. Każdy z zainteresowanych widzów mógł obejrzeć 30-to minutowy zapis wideo przemieszczając się za mną, bowiem tablet, z którego odtwarzałem zapis, umieściłem na plecach, wędrując po pomieszczeniach CSW w Toruniu.
W zakresie działalności organizacyjnej byłem kuratorem wystawy „Najlepsze Dyplomy” na kierunku malarstwo – Muzeum Okręgowe, Dom Eskenów (1994 r.), opiekunem Studenckiego Koła Naukowego Galeria „S” (1995 - 2002) oraz kierownikiem Zakładu Plastyki Intermedialnej (2007 – 2008). W latach 2009 -2011 r. zorganizowałem trzy plenery interdyscyplinarne z udziałem studentów z UMK, ASP w Poznaniu i ASP w Gdańsku, które odbywały się w Miejskim Centrum Kulturalnym w Lipnie. Byłem również inicjatorów pokazów prac studentów UMK w Galerii Działań w Warszawie i Atelier du Nord we Fryburgu w 2009 roku. Kolejną autorską inicjatywą, wykraczającą poza zakres dydaktyki, jest przeprowadzanie od 2011 roku festiwalu pod nazwą „Giartino – Ogród Sztuki”. Są to interdyscyplinarne spotkania studentów z różnych uczelni artystycznych, także z zagranicy. Do tej pory byli to studenci z kilku Akademii Sztuk Pięknych - we Lwowie, w Bańskiej Bystrzycy, w Krakowie, w Gdańsku oraz Politechniki Poznańskiej i Uniwersytetu Zielonogórskiego. Impreza odbywa się w dwóch miejscach – w Zakładzie Plastyki Intermedialnej UMK, a przede wszystkim w otaczającym budynek dużym ogrodzie oraz gościnnie w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Ideą festiwalu jest, aby realizacje powstawały na miejscu podczas pobytu studentów w Toruniu, tworzone w kontekście do natury, otaczającej budynek uczelni. Powstające prace odnoszą się do interdyscyplinaryzmu, powstają obiekty, instalacje, prace malarskie, realizacje wideo i performance.
Istotną częścią działalności organizacyjnej są moje inicjatywy nie związane w bezpośredni sposób z UMK. Wśród najważniejszych inicjatyw jest powołanie przeze mnie do życia autorskiej galerii Nad Wisłą w Toruniu w 1991 roku, prowadzonej przeze mnie jednoosobowo. Galeria funkcjonuje do chwili obecnej. Odbywają się w niej małe pokazy, z uwagi na niewielką powierzchnię ok. 30 metrów kwadratowych dwóch sal wystawowych. W galerii zrealizowanych zostało ponad 150 wystaw, najczęściej indywidualnych i małych pokazów zbiorowych, często inspirowanych tym nietypowym miejscem, położonym z dala od miejskiego ruchu, kilkadziesiąt metrów od Wisły i w otoczeniu ogródków działkowych. Wśród osób wystawiających zdecydowaną większość stanowią studenci i młodzi z Wydziału Sztuk Pięknych UMK i z innych uczelni w Polsce i zagranicy. W ten sposób galeria jest bardzo dobrym miejscem dla młodych twórców do prezentacji często pierwszych swoich pokazów w życiu i wymiany doświadczeń pomiędzy studentami i absolwentami z różnych ośrodków akademickich. Drugą, bardzo ważną dla mnie inicjatywą było założenie w 1992 roku , wspólnie z dwiema innymi osobami, Fundacji Praktyk Artystycznych „i...”, która działała bardzo prężnie do 2001 roku. W ramach działalności Fundacji zorganizowano dwa znaczące cykle wystaw – Ogólnopolskie Spotkania Twórców i Wystawy Wielkanocne. W Fundacji Praktyk Artystycznych „i…” i pełniłem funkcję wiceprezesa do 1999 r. W Liceum Rzemiosł Artystycznych „Schola Posnaniensis” w Poznaniu, w której pracowałem w latach 1991 -1996, pełniłem obowiązki zastępcy dyrektora ds. artystycznych (1995/1996). Byłem kuratorem Ogólnopolskiej Wystawy Sztuki Młodych „Status Quo” w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku (1996), członkiem zespołu redakcyjnego Przeglądu Artystyczno – Literackiego –pisma wydawanego w Toruniu (1996 – 1999) oraz pełniłem obowiązki zastępcy kierownika Warsztatu Terapii Zajęciowej Fundacji im. Brata Alberta (2001- 2002) i kierownika przez ostatnie pół roku zatrudnienia.
Następnym, bardzo istotnym, moim organizacyjnym osiągnięciem jest zainicjowanie w 2007 roku Festiwalu Performance, który od 2011 roku ma charakter międzynarodowy. Festiwal, według pierwotnej swojej idei, jest spotkaniem studentów i młodych absolwentów polskich uczelni artystycznych. Stał się więc płaszczyzną wymiany twórczych doświadczeń osób, który w szczególny sposób interesują się performance. Do tej pory, oprócz uczestników z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, w tym także spoza Wydziału Sztuk Pięknych, w Festiwalu brali udział studenci z ASP w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, Akademii Sztuki w Szczecinie, Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie, Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie i Uniwersytetu Zielonogórskiego. Przez pierwsze trzy lata swojego funkcjonowania Festiwal Performance przeprowadzany był w salach dydaktycznych Zakładu Plastyki Intermedialnej UMK, a od 2010 roku realizowany jest w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu pod nazwą „Koło Czasu”. Nazwa imprezy wiąże się z problemem poruszania się wokół idei czasu. Performance w bardzo istotny sposób porusza problem czasoprzestrzeni i efemeryczności, jako cechy bardzo istotnej dla tego typu działań. Jednak pojęcia - koło, jak i – czas, mogą być bardzo szeroko rozumiane. W celu weryfikacji kondycji młodego performance, rokrocznie zapraszam małą grupę artystów z większym lub znaczącym dorobkiem w zakresie tego typu działań. W ten sposób dochodzi nie tylko do konfrontacji postaw, ale wzajemnego poznawania i wymiany doświadczeń oraz dyskusji w celu wymiany doświadczeń i twórczego dialogu pokoleń. Od 2011 roku zapraszani są również studenci i artyści z zagranicy, do tej pory byli to uczestnicy z Ukrainy, Portugalii, Niemiec i USA. Sztuka performance dla Torunia, mimo wielowiekowej tradycji, widocznej chociażby przez pryzmat zabytkowej struktury średniowiecznej architektury miasta oraz z uwagi na liczne środowisko w zakresie sztuk wizualnych, jest mało istotnym zjawiskiem. Toruń jest miastem hermetycznym. Nie tylko w odniesieniu do odbiorców sztuki, ale również decydentów, których powinnością jest wspieranie różnorakich inicjatyw twórczych, podejmowanych przez animatorów kultury, fundacje i stowarzyszenia. Niejednokrotnie, zamiast współuczestniczyć w finansowaniu pobudzających do refleksji, chociażby odnoszących się do kondycji współczesnego człowieka, stawia się na zaspakajanie „tanich” uciech rzesz widzów za pośrednictwem drogich pseudo propozycji artystycznych. „Koło Czasu” zatacza coraz większe kręgi. To, co udało się zbudować przez okres bez mała dziesięciu lat ma także duże znaczenie dla dydaktyki w Zakładzie Plastyki Intermedialnej UMK, także w odniesieniu do realizowanych prac dyplomowych pod moim kierunkiem.